Zdarzenia między 13 lipcem a 13 sierpniem 1917
Po kilku dniach moi wujostwo i moi rodzice otrzymali polecenie od władz, aby następnego dnia o oznaczonej godzinie stawili się w starostwie, mój wuj z Hiacynta i Franciszkiem i mój ojciec ze mną. Starostwo znajduje się w Vila Nova de Ourem. Dlatego trzeba więc było iść dobre 13 km, odległość poważna dla trojga dzieci w naszym wieku. A jedynym środkiem lokomocji w tamtych czasach były własne nogi albo nogi jakiegoś osiołka. Mój wuj oświadczył od razu, że stawi się sam, ale dzieci swych nie przyprowadzi. Na piechotę nie wytrzymają tej drogi, mówił, a na grzbiecie osła nie utrzymają się, bo nie są do tego przyzwyczajone. Poza tym nie mam obowiązku dwoje takich małych dzieci prowadzić na sąd. Moi rodzice myśleli inaczej. „Moja pójdzie – niech odpowie sama. Ja nic z tych rzeczy nie rozumiem. A jeżeli kłamie, będzie dobrze, gdy zostanie ukarana.” Nazajutrz wczesnym rankiem posadzili mnie na osiołka, z którego spadłam w drodze trzy razy. Pojechałam w towarzystwie mego ojca i mego wuja. Zdaje się, że już opowiedziałam Ekscelencji, ile Hiacynta i Franciszek wycierpieli tego dnia, sądząc, że mnie zabiją. Co mnie najbardziej bolało, to obojętność, jaką mi okazywali moi rodzice, którą odczuwałam tym bardziej, gdy widziałam jaką miłością otaczali moi wujostwo swoje dzieci. Pamiętam, że w czasie tej podróży, zrobiłam takie spostrzeżenie: Jak różni są moi rodzice od moich wujostwa. Aby swe dzieci obronić, sami stają w urzędzie. Moi rodzice oddają mnie z największą obojętnością władzom. Niech robią ze mną, co chcą. Cierpliwości, mówiłam sobie w duszy. Mam przecież to szczęście cierpieć z miłości ku Tobie, mój Boże, za nawrócenie grzeszników. Ta myśl dodawała mi otuchy w ciężkich chwilach. Starosta przesłuchiwał mnie w urzędzie powiatowym w obecności mego ojca, mego wuja i wielu innych osób, o których nie wiem, kim byli. Starosta chciał mnie zmusić, abym mu wyjawiła tajemnicę i żebym przyrzekła nie iść więcej do Cova da Iria. Aby to osiągnąć, nie szczędził pochlebstw, a w końcu i gróźb. Widząc, że nic nie wskórał, odprawił mnie zapewniając, że jednak o wszystkim dowie się, chociażbym miała życiem przypłacić z tego powodu. Wujka mego nawyzywał za to, że nie spełnił jego rozkazu. I wreszcie pozwolił nam wrócić do domu…
13 sierpnia – w więzieniu
Tymczasem zaświtał poranek 13 sierpnia. Już poprzedniego wieczora przychodzili ludzie ze wszystkich stron. Wszyscy chcieli nas zobaczyć, wypytać i powierzyć nam swe prośby, abyśmy je przekazali Najświętszej Panience. Byliśmy w rękach tych ludzi jak piłka w rękach dzieci. Każdy ciągnął nas w swoją stronę i stawiał pytania, nie pozostawiając czasu na jakąkolwiek odpowiedź. W tym tłoku otrzymał mój ojciec rozkaz, aby mnie przyprowadził do mojej ciotki, gdzie na mnie czekał naczelnik. Mój ojciec zaprowadził mnie tam. Gdy przyszłam, naczelnik znajdował się w izbie razem z Hiacyntą i Franciszkiem. Tam nas przesłuchiwał i robił nowe wysiłki, aby nas zmusić do zdradzenia tajemnicy oraz wymusić obietnicę, że już więcej nie pójdziemy do Cova da Iria. Skoro nic nie wskórał, polecił memu ojcu i memu wujowi zaprowadzić nas na plebanię. Po nowym przesłuchaniu, naczelnik rozkazał nam wsiąść do swojego wozu. Lecz zamiast wprowadzić nas do Cova da Iria, kierował wóz do więzienia w Vila Nova de Ourem. Więc zostaliśmy aresztowani podczas dwóch dni. Hiacynta najbardziej cierpiała wskutek nieobecności rodziców. Płakała dużo „dlatego, że umrzemy nie zobaczywszy ani naszych tatusiów, ani naszych mam”. I ze łzami spływającymi jej po policzkach dodała: „Chciałabym przynajmniej zobaczyć moją mamę”. Franciszek starał się dodać odwagi Hiacyncie: „A więc nie chcesz złożyć tej ofiary za nawrócenie grzeszników?” „Chcę, chcę!” Ze łzami w oczach, z rękami i oczyma wzniesionymi do nieba odmówiłam modlitwę ofiarowania: „O mój Jezu, z miłości do Ciebie, za nawrócenie grzeszników, za Ojca św. i jako zadośćuczynienie za grzechy popełnione przeciwko Niepokalanemu Sercu Maryi”. Więźniowie, którzy byli świadkami tej sceny, chcieli nas pocieszyć. Powiedzieli: „Zdradźcie tę tajemnicę panu staroście. Co was to obchodzi, że ta Pani tego nie chce.” „Co to, to nie – odpowiedziała z zapałem Hiacynta – wolę raczej umrzeć.”
Gdyśmy w więzieniu zauważyli, że minęła godzina południowa i że nam nie pozwalają iść do Cova da Iria, Franciszek powiedział: „Być może, że Matka Boska nam się tu ukaże”. Następnego dnia był bardzo smutny i płacząc powiedział: „Nasza Pani była z pewnością bardzo smutna, że nie poszliśmy do Cova da Iria i więcej się nam nie ukaże, a ja się tak bardzo cieszyłem na Jej spotkanie.”
19 sierpnia: czwarte objawienie w Valinhos
Po powrocie z tego więzienia, kazano mi z radości z powodu mego powrotu do domu zaraz wypościć trzodę i iść z nią na pastwisko. Kiedy z Franciszkiem i jego bratem Janem gnałam owce do miejsca, które się nazywa Valinhos, odczuwając, że coś nadprzyrodzonego zbliża się i otacza nas, przypuszczałam, że Matka Boska może nam się ukazać i żałując, że Hiacynta może Jej nie zobaczyć, poprosiłam jej brata Jana, żeby po nią poszedł. Ponieważ nie chciał iść, dałam mu 20 groszy i zaraz pobiegł po nią. Tymczasem zobaczyłam z Franciszkiem blask światła, któreśmy nazwali błyskawicą. Krótko po przybyciu Hiacynty zobaczyliśmy Matkę Boską nad dębem skalnym.
„Czego Pani sobie życzy ode mnie?”
„Chcę, abyście nadal przychodzili do Cova da Iria 13 i odmawiali codziennie różaniec. W ostatnim miesiącu uczynię cud, aby wszyscy uwierzyli”.
„Co mamy robić z pieniędzmi, które ludzie zostawiają w Cova da Iria?”
„Zróbcie dwa przenośne ołtarzyki. Jeden będziesz ty z Hiacynta nosiła i dwie inne dziewczynki biało ubrane, drugi niech nosi Franciszek i trzech chłopczyków. Pieniądze, które ofiarują na te ołtarzyki, są przeznaczone na święto Matki Boskiej Różańcowej, a reszta na budowę kaplicy, która ma tutaj powstać.”
„Chciałam prosić o uleczenie kilku chorych”.
„Tak, niektórych uleczę w ciągu roku” i przybierając wyraz smutniejszy powiedziała:
„Módlcie, módlcie się wiele, czyńcie ofiary za grzeszników, bo wiele dusz idzie na wieczne potępienie, bo nie mają nikogo, kto by się za nie ofiarował i modlił”.
I jak zwykle zaczęła unosić się w stronę wschodu.
(cdn)
Zawsze Wierni, nr 7, 10-11.1995, s. 27.