Andrzej Sztandera, Maksymilian Kolbe, święty XXI wieku

Jedną z naszych wad narodowych jest nieumiejętność doceniania prawdziwych autorytetów. Ludzie, którzy uczyli naród mądrości, realizmu, dzięki którym zapisał on najlepsze karty swoich dziejów, są wyśmiani, poniżeni, zapomniani. Ci natomiast, których „zasługa” polegała na tym tylko, że ich koncepcje nie zostały na szczęście zrealizowane, chodzą w glorii sławy, widnieją na portretach i pomnikach, a ich nazwiska powtarzane są z emfazą na lekcjach historii.

Zostawmy jednak politykę. Wśród polskich świętych są również tacy, o których nie mówi się i nie pisze zbyt dużo. Ich dzieło nie harmonizuje z duchem ekumenicznej odnowy, nie mieli w sobie nic z patosu oświeceniowego racjonalizmu, cechowała ich pokora, skrytość, milczenie. Św. Maksymilian Kolbe jest jednym z nich. Pamięć o nim nie jest dobrym materiałem na publikację dla szanującego się intelektualisty. Nie dość, że antysemita, wróg masonerii, to jeszcze ta jego maryjność! Jak można pisać o nim teraz w czasach dialogu i integracji?

Pamięć o św. Maksymilianie przetrwała jednak. W Bractwie Św. Piusa X jest on otaczany szczególną czcią. Nazwaliśmy go w tytule świętym XXI wieku. Czym zasłużył sobie na to wyróżnienie?

RADYKALIZM I ODWAGA

„Bodaj byś był zimny albo gorący, ale jeśli będziesz letni zacznę cię wyrzucać z ust moich” (zob. Apok 3, 15-16). Owa „letniość” nie była nigdy udziałem św. Maksymiliana. We wszystkim co robił, był jakiś szczególny znak heroicznego radykalizmu. Od chwili, gdy zaczął wydawać w Krakowie „Rycerza Niepokalanej”, poprzez budowę Niepokalanowa, a następnie japoński rapsod zakończony oszałamiającym sukcesem wydawniczym, poprzez osiągnięcia techniczne, które zwiększyły polski nakład „Rycerza” do miliona egzemplarzy w 1939 roku, aż po swoją męczeńską śmierć. On, chorowity gruźlik, zdobywał się na akty niezwykłej energii. „Jego aktywność zdumiewała. Nie było wysiłku, którego by nie podjął, rozmowy, przed którą by się cofnął” (J. Dobraczyński, Aktualność Ojca Maksymiliana, w „Święty naszych czasów”, Warszawa 1983, s. 194).

W czasach wszechwładnego relatywizmu taka postawa może budzić zdumienie, pogardę, bądź uśmiech politowania. Ale czy nie jest jedyną, skuteczną metodą pozwalającą zachować religijność tym, którzy jeszcze ją posiadają i zdobyć dla katolicyzmu tych, którzy dziś jeszcze stoją z daleka?

MARYJNOŚĆ

Maksymilian Kolbe był żarliwym czcicielem Matki Bożej. Przez całe życie wierzył niezachwianie, że Ona jest pośredniczką wszelkich łask. W świecie, który dąży do absurdu rozpaczy, może nawet katastrofy, Kościół na nowo ukazuje Maryję. Lourdes, Fatima, to były dla Maksymiliana wymowne znaki. „Świat przeżywa swą ostatnią epokę – pisał. – Będzie to epoka Maryi.”

Wydaje się, że święty Maksymilian, podobnie jak po drugiej wojnie światowej kard. Wyszyński, dostrzegł tę szczególną więź łączącą maryjność z polskością. Kolbe i Wyszyński symbolizują zatem w polskiej religijności nurt maryjny, „nurt Niepokalanowa”. Był on dla kard. Wyszyńskiego punktem wyjścia dla Wielkiej Nowenny Tysiąclecia, stanowił płaszczyznę walki z marksizmem. Poprzez swą integralność, ludowość, rodzinność, swój tradycyjny, historyczny wymiar, pozwolił Kościołowi w Polsce przetrwać trudne czasy komunizmu. Nie wolno w tym miejscu zapominać o drugim nurcie. Nazwijmy go „nurtem Lasek”. Oparty na przedwojennych wzorach francuskich, powoływał się do katolicyzmu elit.

Ludowy, maryjny charakter polskiej religijności uznawał za anachronizm. Symbolizowały go środowiska „Znaku”, „Więzi”, „Tygodnika Powszechnego”. Przedstawiciele tych środowisk, nie bez poparcia komunistycznych władz, podjęli podczas Soboru Watykańskiego II walkę z Prymasem, rozpowszechniając wśród Ojców Soboru anonim o kulcie maryjnym w Polsce. Wynikało z niego, że integrysta Wyszyński wyolbrzymia do tego stopnia formy kultu maryjnego, iż przesłania nim całą chrystologię. Później, po latach, ci sami ludzie przyznawali rację Prymasowi twierdząc, że właśnie maryjność uchroniła Polskę przed programową laicyzacją.

Warto podkreślić jeszcze jeden aspekt kultu maryjnego św. Maksymiliana. Wydając „Rycerza Niepokalanej” odwoływał się do postawy walki. Czy nie tkwi w tym jakaś głęboka nauka dla dzisiejszego Kościoła, który eksponuje przede wszystkim postawę ekumenicznego dialogu, nawet za cenę prawdy? W bieżącym roku mija 900 rocznica synodu w Clermont, który zapoczątkował ruch krucjatowy. Czy postawa krzyżowców kłóci się z postawą Chrystusa wyrzucającego biczem kupców ze świątyni? Co jest ważniejsze, dialog i pojednanie, czy prawda?

NOVA ET VETERA

Św. Maksymilian Kolbe, jako dziecko swej epoki, był entuzjastą postępu technicznego. W swej pracy misjonarskiej i publicystycznej umiał docenić znaczenie samolotu, auta, radia, maszyny. Nie należał do tych, którzy postęp techniczny uważają za „Diabelski wymysł”. Ale Kolbe wiedział już wtedy, że postęp techniczny musi iść w parze z pogłębianiem formacji duchowej, z pielęgnowaniem tradycji, z wewnętrzną pracą. Jakże aktualna staje się dziś, w epoce komputerów, ta synteza tradycji i nowoczesności. Im bardziej skomplikowaną maszynę skonstruuje człowiek, tym bardziej potrzebne są mu chwile ciszy i skupienia. Prawdziwy postęp dokonuje się poprzez narodziny „nowego” ze „starego”. Rozumiał to dobrze Ojciec Kolbe i to jest jego przesłanie dla XXI wieku.

Zawsze Wierni, nr 7, 10-11.1995, s. 24.