Fragmenty homilii +kard. Stefana Wyszyńskiego, podczas uroczystości Ofiarowania Pańskiego, Gniezno, 2.2.1981
Pięknie mówi nam dziś modlitwa liturgiczna: „Oto przychodzi do świątyni swojej Święty Władca, Pan”. Wejście Chrystusa na ramionach Maryi do świątyni jerozolimskiej oznacza wejście Jezusa Chrystusa w życie świata, w życie Rodziny ludzkiej, w życie ziemi. Wykładając to zdarzenie, świątobliwy starzec Symeon wyjaśnił Matce Chrystusowej: „Oto znak, któremu sprzeciwiać się będą”. Jezus Chrystus jest na tym świecie znakiem. Będą Mu się sprzeciwiać, ale Go nie zniszczą. Jedni będą Mu się sprzeciwiać i dla nich będzie On ruiną. Ale inni przyjmą ten znak i dla nich Jezus Chrystus stanie się zmartwychwstaniem i życiem. W ten sposób układają się dzieje bożego Syna na ziemi. Po tej samej też linii idą dzieje Kościoła, w którym żyje Chrystus. Tak też układają się dzieje Rodziny ludzkiej i każdego narodu. Dla jednych Jezus Chrystus i Jego nauka są zbawieniem: „Wszyscy, którzy Go przyjęli, otrzymali moc, aby się stali synami Bożymi”. Dla innych jest znakiem sprzeciwu. Nieszczęście spotyka tych, którzy Mu nie uwierzyli. Wtedy rozpoczyna się tragedia człowieka. A jeśli to jest naród, może się rozpocząć tragedia narodu. Można też mówić o tragedii Rodziny ludzkiej, jeżeli uporczywie będzie odrzucała znak Chrystusa, który jest ustanowiony na zbawienie i na upadek wielu.
Widzimy, Najmilsi, jak w dziejach świata sprawdzają się zdarzenia zapowiedziane w świątyni jerozolimskiej. Niewielu było świadków tego doniosłego faktu – wejścia do świątyni nowej Światłości, Boga-Człowieka. Przedtem, w podwojach tej świątyni, zaledwie trwożliwie korzono się przed Jahwe, którego imienia ludzie nie mieli odwagi wymawiać. Ale teraz, gdy Maryja wniosła Dziecię Jezus i przedstawiła je Symeonowi, Chrystus bierze w swoje ramiona całe dzieje życia religijnego, tworząc Nowe Przymierze; bierze w swoje dłonie dzieje Rodziny ludzkiej, owszem – dzieje każdego człowieka, albowiem każdy z nas jest „mieszkaniem Boga z ludźmi”. To jest Światłość prawdziwa. Śpiewamy dzisiaj w czasie procesji ze świecami: „Światło na oświecenie pogan i chwałę ludu izraelskiego”. To Światło może być gaszone albo rozdmuchiwane. Jest gaszone, gdy ludzie uporczywie bronią się przed Bogiem i odmawiają Mu prawa obecności w świecie. Ale może też być i rozpromieniane, gdy człowiek, Rodzina ludzka, naród – żyje duchem Ewangelii. Wtedy to Światło Chrystusowe staje się znakiem przewodnim dla każdego człowieka – bo kto chodzi w tej Światłości, jest już poza ciemnością. Staje się też znakiem dla każdej rodziny, która patrzy na to przedziwne zdarzenie ze świątyni jerozolimskiej, gdzie Najświętsza Rodzina oddaje człowieka Bogu. …
Najmilsze Dzieci Boże! To, co jest prawdą w wymiarze każdego człowieka, jest też prawdą w wymiarze całej ludzkości, Narodu, a nawet społeczności publicznej i politycznej. Dlatego musimy sobie powiedzieć, że obecność Chrystusa w świecie jest nadzieją Rodziny ludzkiej, uznanie Jego miejsca wśród nas jest naszym błogosławieństwem. Ale nie daj Boże odmówić Chrystusowi miejsca w sercach naszych, w rodzinach, w Narodzie, a nawet w społeczności publicznej, bo to zawsze prowadzi do ruiny. Jeżeli człowiek się spostrzeże w swojej niedoli, musi sobie to uświadomić. Wszelka bowiem odnowa musi się zaczynać od rehabilitacji Boga-Człowieka w naszym życiu osobistym, w życiu naszych rodzin, Narodu i państwa.
Ktoś powiedział, że jedną z przyczyn współczesnej niedoli i rozkładu moralnego naszego Narodu jest to, że w początkach tego okresu dziejów Polski uporczywie odmawiano miejsca Chrystusowi zwłaszcza w życiu rodzinnym oraz w wychowaniu Jezus Chrystus, przyszedł na ziemię „dla nas ludzi i dla naszego zbawienia”. To od Was, od waszego stylu życiowego, od waszej wierności Chrystusowi i Ewangelii, w pierwszej mierze zależy moralna odnowa naszego życia społecznego i publicznego.
Ale mówiąc o godności człowieka, Kościół w swoich licznych listach przypomina jednocześnie o prawach człowieka. Aby bowiem mieć świadomość swej wysokiej godności, trzeba żyć w atmosferze wolności i sprawiedliwości. I o tę wolność ludzie dzisiaj walczą. Jednak znowu konieczne jest zastrzeżenie. Otrzymawszy wolność trzeba pamiętać, że ma być ona użyta do dobrego, a nie do swawoli, do nieładu, do anarchii i rozkładu. Wolność jest wielkim darem Boga dla dzieci Bożych i ma prowadzić do dobra, do prawdy, do miłości i do wzajemnej służby. Oto jest prawdziwa wolność! Gdy człowiek korzysta z takiej wolności, może doprowadzić do szerszego wymiaru stosowania sprawiedliwości społecznej w codziennym życiu.
Z tym łączy się prawo człowieka do owoców swej pracy. To wszystko, co człowiek wypracuje uczciwie, jest niewątpliwie w pierwszym rzędzie własnością jego i jego rodziny. Ale prawo do owoców pracy łączy się również z obowiązkiem umiejętnego posługiwania się wypracowanymi dobrami, aby człowiek nie stawał się przez nie gorszy, aby się nie upadlał. Owoce pracy, cokolwiek człowiek osiąga, mają służyć jemu, jego rodzinie i tym, którzy są w potrzebie. Stąd też człowiek nie może używać i nadużywać wypracowanych dóbr: dużo zarobiłem, mogę przepić. To jest błąd i ciężki grzech. Człowiek musi pamiętać, że nie jest absolutnym panem owoców swej pracy. Bo dobra i zarobki, zdobyte z trudem, z wielkim wysiłkiem fizycznym i duchowym, przeznaczone są dla duchowego rozwoju człowieka, jego rodziny i tej wspólnoty, która pomaga mu żyć i pracować.
Z tym wiąże się inne, bardzo doniosłe prawo: nie masz wolności w społeczeństwie bez możności zrzeszania się, jednoczenia, zespalania dla wzajemnej pomocy i potęgowania owoców swej pracy i służby społecznej. Może dlatego nasi bracia pracownicy zaczęli odnowę społeczną najpierw od zrzeszania się. Jednak to prawo niewątpliwie będzie utrzymane wtedy, gdy człowiek połączy z nim wysiłek zmierzający ku odnowie moralnej. Prawo do zrzeszania się dziatwy i młodzieży. Nie było dla Chrystusa miejsca w gospodzie, w tym polskim „Betlejem”. Schronił się On do świątyni, schronił się do naszych serc. I tam przetrwał programowaną zimnicę i wrogość wobec Boga-Człowieka, tam przetrwał obojętność, jak też wyrafinowane oświadczenia: „Nie znam tego Człowieka. Nie wiem, co mówisz”. Niestety, tak było często. Na skutek takiej sytuacji pogłębiał się duchowy bezład wielu naszych braci, narastało wewnętrzne, psychiczne rozdwojenie, które prowadziło do chaosu i utraty zdolności właściwego wartościowania – wszystko jest względne, wszystko jest dostępne, wszystko można czynić, co się tylko komu podoba. Dzisiaj patrzymy na ten ujawniający się rozkład, który przyszedł na nas tak nagle, chociaż zdawałoby się, że wszystko u było „względnie” dobrze. Panowała „względna” cisza, a tu nagle taki „wstrząs”! …
Trzeba zacząć od naprawy je człowieka. Dzisiaj słyszy się wielkie wołanie o powrót moralności ewangelicznej do naszego życia osobistego, rodzinnego i narodowego. Zawsze możemy powiedzieć: Tak, ale przecież nie wszyscy są źli. Na pewno nie wszyscy. Gdyby było inaczej, Naród już dawno by zginął. Jeżeli w każdym środowisku istnieje przynajmniej grupa ludzi, którzy umieją w sobie, w swoim życiu rodzinnym i w swojej pracy bronić moralności chrześcijańskiej, to bardzo często ci właśnie ludzie, których stać na męstwo, są przyczyną trwania całego Narodu. Słuszną jest rzeczą, abyśmy oddali pełny szacunek tym ludziom, którzy w niebywałym trudzie przyznawali się zawsze do Chrystusa i do Ewangelii, którzy nie poddawali się złudzeniom. Niemniej jednak trzeba sobie powiedzieć, że dużo musimy odmienić w naszym życiu społecznym. Dlatego dzisiaj wołanie o powrót moralności chrześcijańskiej jest tak niesłychanie n doniosłe. To może stać się warunkiem naszego uratowania, zwłaszcza że Bóg „uczynił narody uleczalnymi” i nie ma sytuacji beznadziejnych. …
Na czoło wysuwa się sprawa godności człowieka. Pamiętajmy jednak, że nikt tej godności nie zdoła obronić – chociaźbyśmy i mieli najwspanialsze ustawodawstwo społeczne – jeżeli człowiek sam nie będzie jej bronił przez styl życia chrześcijańskiego. Sprawą podstawową jest godność człowieka, o której tak wiele mówi Kościół, ponieważ jego Założyciel jest prawem naturalnym, przyrodzonym, ale jest też prawem osobistym, indywidualnym. Bo człowiek jest osobą społeczną. I chociaż ma i rozum, i wolną wolę, chociaż może mieć wielką wiedze, talenty i zdolności, jeszcze sobie sam w życiu nie zdoła poradzić, jeżeli się nie odwoła do pomocy innych i jeżeli innym tej pomocy nie użyczy. To jest prawo naturalne, a więc niezaprzeczalne. Ale – jak powiedziałem – jest to również prawo indywidualne – to znaczy człowiek może tworzyć takie wspólnoty społeczne, jakie odpowiadają jego potrzebom, zainteresowaniom i dążeniom. Prawa do zrzeszania nikt nam nie może ani narzucić, ani udzielić, bo ono jest naszym prawem wrodzonym. …
Takie rozważania snujemy dzisiaj, patrząc na Maryję, która niesie Dzieciątko do świątyni, i na Józefa, który składa na ofiarę to, co jego skromne życie pracy dało. …
Nie trzeba się oglądać na innych, na tych lub owych, może na polityków, żądając od nich, aby się odmienili. Każdy musi zacząć od siebie, abyśmy prawdziwie się odmienili. A wtedy, gdy wszyscy będziemy się odradzać, i politycy będą musieli się odmienić, czy będą chcieli, czy nie. Nie idzie bowiem w tej chwili w Ojczyźnie naszej tylko o zmianę instytucji społecznej, nie idzie też o wymianę ludzi, ale idzie przede wszystkim o odnowienie się człowieka. Idzie o to, by człowiek był nowy, aby nastało „nowych ludzi plemię”. Bo jeżeli człowiek się nie odmieni, to najbardziej zasobny ustrój, najbardziej bogate państwo nie ostoi się, będzie rozkradzione i zginie. Cóż bowiem z tego – powiem może trywialnie – że krążąca butelka spirytusu przejdzie z rąk jednych pijaków do rąk innych pijaków! Powiem jeszcze bardziej drastycznie: że klucz od kasy państwowej przejdzie z rąk jednych złodziei w ręce drugich złodziei?! Przecież chyba nie o to idzie, żeby wszyscy złodzieje mieli dostęp do kasy i wszyscy pijacy do wódki, tylko żeby sumienie wszystkich się obudziło, żebyśmy zrozumieli naszą odpowiedzialność za Naród, który Bóg wskrzesza. …
Powiedziałem w Katedrze Warszawskiej: „Nie możemy handlować naszą Ojczyzną, nie możemy też liczyć na to, że ktoś nas zbawi. Zbawi nas tylko Pan nasz, Jezus Chrystus, jeżeli zaufamy Jego Ewangelii i rozpoczniemy rzetelną odnowę duchową od siebie, nie oglądając się wokół na innych, tylko zaglądając w swoje własne sumienie”. Pamiętajmy, że ludzie ze starymi nałogami nie odnowią Ojczyzny. Chrystus domagał się tego, gdy mówił: „Nie wlewa się młodego wina do starych bukłaków. W przeciwnym razie bukłaki pękają wino wycieka, a bukłaki się psują” (Mt 9, 17). Jeżeli w Polsce robi się teraz nowe wino, to trzeba pamiętać, że należy je wlewać w nowe dusze, w nowe serca, w nowe myśli, w zdrową wolę społeczną. Dopiero wtedy Ojczyzna zdoła się podnieść, podźwignąć z tej niedoli, której na razie jeszcze końca nie widać. …
Kończymy nasze rozważania. To jest Światłość na oświecienie pogan – Jezus Chrystus, który wszedł do świątyni na ramionach Bogurodzicy Dziewicy, Tej, która jest nam tak bliska, której tak ufamy, której zawierzyliśmy bez granic, której ja, wasz biskup, służę od 32 lat – bo wszystko postawiłem na Maryję. Uczyniłem to, wsłuchując się w słowa kardynała Augusta Hlonda, który, gdy umierał w szpitalu Sióstr Elżbietanek w Warszawie, mówił: „Zwycięstwo, gdy przyjdzie, będzie to zwycięstwo Matki Najświętszej”. Nie myślmy, że to jest już pełnia zwycięstwa, bo Matka Chrystusowa jest niesłychanie hojna dla swoich czcicieli. Ona wniosła Dziecię Boże do świątyni jerozolimskiej. Pozwólcie, że Ona wniesie Jezusa do waszych serc, do waszych rodzin, do miejsc waszego trudu i pracy – w fabryce, w kopalni, na roli. Ona wprowadzi Światłość prawdziwą do całego życia narodowego. Ona sprawi duchową odnowę w naszej wspólnocie państwowej.
Zawsze Wierni, nr 5, 05-06.1995, s. 18.