Objawienia Fatimskie na podstawie wspomnień siostry Łucji (3)

 

Drugie objawienie Matki Boskiej: 13 czerwca 1917r.

 

1. Przed objawieniem

W dniu 13 czerwca w naszej parafii obchodzono uroczystość św. Antoniego. W tym dniu było zwyczajem wypuszczać trzodę wczesnym rankiem, a o godz. 9 już zamykać, abyśmy mogli pójść do kościoła na odpust. Moja matka i moje siostry, widząc, jak bardzo lubiłam odpust mówiły: „Ciekawe jesteśmy, czy ty opuścisz odpust, aby pójść do Cova da Ina rozmawiać z tą Panią!” Tego dnia nikt do mnie słowa nie powiedział. A odnosili się do mnie jak ktoś, kto powiada – zostawcie ją, zobaczymy, co zrobi. Było kilka kobiet i kilku mężczyzn, którzy przyszli z Mnide, z okolic Tomar, Carrascos, Boleiros itd. i chcieli mi towarzyszyć do Cova da Iria. Powiedziałam, że jeszcze jest wcześnie i zaproponowałam im pójść ze mną na Mszę św., na godzinę 8. Potem wróciłam do domu. Moja matka i moje siostry utrzymywały postawę pogardliwą, co było dla mnie naprawdę bardzo przykre i kosztowało mnie tyle, co zniewaga.

Około godziny 11 wyszłam z domu, wstąpiłam do domu mego wujostwa, gdzie czekali na mnie Hiacynta i Franciszek, i poszliśmy do Cova da Iria w oczekiwaniu upragnionej chwili. Wszyscy ci ludzie szli za nami, zadając tysiące pytań. Tego dnia czułam się głęboko zgorzkniała. Widziałam moją matkę zatroskaną, która za wszelką cenę chciała mnie zmusić, abym przyznała się do kłamstwa. Ja chciałam ją zadowolić, ale nie znajdowałam sposobu, jak to uczynić, nie kłamiąc. Od kołyski matka wpajała swoim dzieciom straszny wstręt do kłamstwa i karała ostro tego, kto skłamał. Zawsze mówiła: „Osiągnęłam to, że moje dzieci mówiły prawdę, a teraz mam przepuścić coś podobnego u mojej najmłodszej. Gdyby to jeszcze chodziło o drobnostkę. Ale takie kłamstwo, które ściąga tu taką masę ludzi wprowadzonych w błąd.” Moje siostry brały stronę mojej matki i czułam wokół siebie atmosferę prawdziwej niechęci i wzgardy. Wspomniałam wtedy minione czasy i pytałam sama siebie: Gdzie jest ta miłość, którą jeszcze tak niedawno moja rodzina mi okazywała? Moją jedyną ulgą były łzy wylane przed Bogiem, gdy Mu składałam swoją ofiarę.

 

2. Objawienie Niepokalanego Serca Maryi Panny

Po odmówieniu różańca z Hiacynta, Franciszkiem i innymi osobami, które były obecne, zobaczyliśmy znowu odblask światła, które się zbliżało (to cośmy nazwali błyskawicą), i następnie ponad dębem skalnym Matkę Bożą, zupełnie podobną do postaci w maju. „Czego Pani sobie życzy ode mnie?” „Chcę, żebyście przyszli tutaj dnia 13 przyszłego miesiąca, żebyście codziennie odmawiali różaniec i nauczyli się czytać. Następnie wam powiem, czego chcę.” Prosiłam o uzdrowienie jednego chorego. „Jeżeli się nawróci, wyzdrowieje w ciągu roku.” „Chciałabym prosić, żeby nas Pani zabrała do nieba.”

„Tak, Hiacyntę i Franciszka zabiorę niedługo. Ty jednak tu zostaniesz przez jakiś czas. Jezus chce się posłużyć tobą, aby ludzie mnie poznali i pokochali. Chciałabym ustanowić na świecie nabożeństwo do mego Niepokalanego Serca.” „Zostanę tu sama?”, zapytałam ze smutkiem. „Nie, moja córko. Cierpisz bardzo? Nie trać odwagi. Nigdy cię nie opuszczę. Moje Niepokalane Serce będzie twoją ucieczką i drogą, która cię zaprowadzi do Boga.”

W tej chwili, gdy wypowiadała te ostatnie słowa, otworzyła swoje dłonie i przekazała nam powtórnie odblask tego niezmiernego światła. W nim widzieliśmy się jak gdyby pogrążeni w Bogu. Hiacynta i Franciszek wydawali się stać w tej części światła, które wznosiło się do nieba, a ja w tej, które się rozprzestrzeniało na ziemię. Przed prawą dłonią Matki Boskiej znajdowało się serce, otoczone cierniami, które wydawały się je przebijać. Zrozumieliśmy, że było to Niepokalane Serce Maryi, znieważane przez grzechy ludzkości, które pragnęło zadośćuczynienia.

 

3. Po objawieniu

W czasie tego miesiąca powiększyła się ilość przychodzących ludzi, a z nimi ciągłe wypytywania i krytyki. Franciszek cierpiał nad rym bardzo i skarżył się swej siostrze: „Jaka szkoda, gdybyś była milczała, nikt by o tym nie wiedział. Gdyby to nie było kłamstwem, powiedzielibyśmy wszystkim tym ludziom, że nic nie widzieliśmy i wszystko byłoby skończone. Ale to nie może być.” W tym czasie proboszcz w naszej parafii dowiedział się, co się dzieje, i kazał powiedzieć mojej matce, aby mnie przyprowadziła do niego. Moja matka odetchnęła, sądząc, że proboszcz weźmie na siebie odpowiedzialność za te wypadki. Dlatego powiedziała mi: „Jutro pójdziesz na ranną Mszę Św., potem pójdziesz na plebanię. Niech proboszcz zmusi cię do powiedzenia prawdy. Niech będzie, co chce, niech cię ukarze surowo, niech zrobi z tobą, co mu się podoba, niech cię zmusi do przyznania się, że skłamałaś, a ja wtedy będę zadowolona.”

Powiadomiłam Hiacyntę i Franciszka o tym, co się działo, oni mi odpowiedzieli: „My też pójdziemy. Proboszcz kazał również naszej matce przyprowadzić nas do siebie. A nasza matka nic nam o tym nie mówiła. Cierpliwości! Jeżeli nas będą bili, przecierpimy to z miłości do Pana Jezusa i za grzeszników.” Następnego więc dnia poszłam z matką, która w drodze nie odezwała się do mnie ani słowem. Przyznam się, że drżałam na myśl o tym, co się stanie. Podczas Mszy św. ofiarowałam Panu Bogu moje cierpienia, a potem przeszłam za matką przez plac kościelny i idę po schodach na ganek plebanii. Wstępując na pierwsze stopnie, matka odwraca się do mnie i mówi: „Nie denerwuj mnie już więcej. Powiedz teraz ks. proboszczowi, że skłamałaś, aby w niedzielę mógł ogłosić w kościele, że to wszystko było kłamstwo i sprawa skończona. Coś podobnego! Wszyscy biegną do Cova da Iria, aby się tam modlić pod dębem.”

Nic więcej nie mówiąc, zapukała do drzwi. Otwiera nam siostra ks. proboszcza. Każe nam wejść, usiąść na ławce i chwileczkę zaczekać. Wreszcie wchodzi ks. proboszcz, prowadzi nas do kancelarii, daje znak mojej matce, aby usiadła na ławce, a mnie każe zbliżyć się do biurka. Gdy zauważyłam, z jakim spokojem i uprzejmością ksiądz mnie wypytuje, byłam zdumiona i z napięciem czekałam na to, co nastąpi. Badanie było bardzo szczegółowe, a nawet przykre, że się tak wyrażę. Ks. proboszcz dał mi małą przestrogę, gdy powiedział: „Nie wydaje mi się, aby to objawienie było z nieba. Gdy się coś podobnego zdarza, posyła zwykle Pan Bóg te dusze, którym się objawia, do spowiednika czy proboszcza, aby im zdać sprawozdanie. A tu jakaś powściągliwość, coś niewyraźnego i sztuka diabelska może to być. Zobaczymy. Przyszłość pokaże, co mamy o tym myśleć.” Jak bardzo mnie te słowa bolały, wie tylko sam Bóg. Bo On jedyny zna tajniki serc ludzkich. (cdn)

 

Zawsze Wierni, nr 5, 05-06.1995, s. 24.