1. Zjawienie się Anioła (cd)
Trzecie zjawienie, wydaje mi się, miało miejsce w październiku albo w końcu września. W tym czasie przerwy obiadowej nie spędzaliśmy już w domu. Jak już wspomniałam, pisząc o Hiacyncie, przeszliśmy z Pregueiry (lasku oliwnego należącego do moich rodziców) do Loca de Cabeco, okrążając zbocza wzgórza od strony Aljustrel i Casa Velha. Tam odmówiliśmy najpierw różaniec i modlitwę, której nas nauczył Anioł w czasie swego pierwszego zjawienia. I wtedy, gdyśmy tam byli, ukazał się nam Anioł po raz trzeci. Trzymał w ręce kielich, nad którym unosiła się święta Hostia, z której spływały krople Krwi do kielicha. Nagle kielich z Hostią zawisł w powietrzu, a Anioł uklęknął na ziemi i powtórzył trzy razy modlitwę: „Trójco Przenajświętsza, Ojcze, Synu, Duchu Święty, uwielbiam Cię ze czcią najgłębszą. Ofiaruję Ci Przenajdroższe Ciało, Krew, Duszę i Bóstwo Pana naszego Jezusa Chrystusa, obecnego na wszystkich ołtarzach świata, na przebłaganie za zniewagi, świętokradztwa i zaniedbania, które Go obrażają. Przez niezmierzone zasługi Jego Najświętszego Serca i Niepokalanego Serca Maryi proszę Was o nawrócenie biednych grzeszników”.
Następnie podnosząc się z klęczek, wziął znowu w rękę kielich i Hostię. Hostię podał mnie, a zawartość kielicha podał Hiacyncie i Franciszkowi do wypicia, mówiąc równocześnie: „Przyjmijcie Ciało i Krew Jezusa Chrystusa, okropnie znieważanego przez niewdzięcznych ludzi. Wynagrodźcie ich grzechy i pocieszajcie waszego Boga”.
Potem znowu uklęknął i odmówił z nami trzy razy tę samą modlitwę: „Trójco Przenajświętsza…” i znikł. Poruszeni siłą nadprzyrodzoną, która nas otaczała, naśladowaliśmy we wszystkim Anioła, tzn. uklękliśmy jak on na ziemi i powtarzaliśmy modlitwy, które on odmawiał. Siła obecności Bożej była tak intensywna, że nas prawie całkowicie pochłaniała i unicestwiała. Zdawało nam się nawet, że przez dłuższy czas zostaliśmy pozbawieni używania zmysłów. W czasie tych dni wykonywaliśmy nasze zewnętrzne czynności, jak gdybyśmy byli poruszani przez tę samą istotę nadprzyrodzoną, która nas do tego skłoniła. Spokój i szczęście, które odczuwaliśmy, były bardzo wielkie, ale tylko wewnętrzne, najzupełniej skupiające duszę w Bogu. A również osłabienie fizyczne, które nas ogarnęło, było wielkie.
2. Pierwsze objawienie Matki Boskiej: 13 maja 1917 r.
13 maja 1917 r. bawiliśmy się z Hiacynta i Franciszkiem, budując murek dookoła gęstych krzewów na szczycie zbocza Cova da Iria, kiedy nagle ujrzeliśmy jakby błyskawicę. „Lepiej pójdźmy do domu, powiedziałam do moich krewnych, zaczyna się błyskać, może przyjść burza.” „Dobrze” – powiedzieli. Zaczęliśmy schodzić ze zbocza, poganiając owce w stronę drogi.
Dochodząc mniej więcej do połowy zbocza, blisko dużego dębu, zobaczyliśmy znowu błyskawicę, a zrobiwszy kilka kroków dalej, ujrzeliśmy na skalnym dębie Panią w białej sukni, promieniejącą światłem jaśniejszym od słońca. Przerażeni tym widzeniem zatrzymaliśmy się. Byliśmy tak blisko, że znajdowaliśmy się w obrębie światła, które Ją otaczało, lub którym Ona promieniała, mniej więcej w odległości półtora metra. Potem powiedziała do nas nasza Droga Pani: „Nie bójcie się, nic złego wam nie zrobię”. „Skąd Pani jest?” – zapytałam. „Jestem z Nieba.” „A czego Pani ode mnie chce?” „Przyszłam was prosić, abyście tu przychodzili przez 6 kolejnych miesięcy, dnia 13 o tej samej godzinie. Potem powiem, kim jestem i czego chcę. Następnie wrócę jeszcze siódmy raz.” „Czy ja także pójdę do nieba?” „Tak.” „A Hiacynta?” „Też.” „A Franciszek?” „Także, ale musi jeszcze odmówić wiele różańców.” Przypomniałam sobie dwie dziewczynki, które niedawno umarły, były moimi koleżankami. Uczyły się tkactwa u mojej starszej siostry. „Maria das Neves jest już w niebie?” „Tak, jest.” (Zdaje się, że miała jakieś 16 lat.) „A Amelia?” „Zostanie w czyśćcu aż do końca świata.” (Sądzę, że mogła mieć 18 do 20 lat). „Czy chcecie ofiarować się Bogu, aby znosić wszystkie cierpienia, które On wam ześle jako zadośćuczynienie za grzechy, którymi jest obrażany, i jako prośba o nawrócenie grzeszników?” „Tak, chcemy.” „Będziecie więc musieli wiele cierpieć, ale łaska Boża będzie waszą siłą.”
Wymawiając te ostatnie słowa, otworzyła po raz pierwszy ręce, przekazując nam światło tak silne, jak gdyby odblask wychodzący z Jej rąk. To światło dotarło do naszego wnętrza, do najgłębszej głębi duszy i spowodowało, żeśmy się widzieli w Bogu, który jest tym światłem, wyraźniej niż w najlepszym zwierciadle. Pod wpływem wewnętrznego impulsu również nam przekazanego, padliśmy na kolana i powtarzaliśmy bardzo pobożnie: „O Trójco Przenajświętsza, uwielbiam Cię, mój Boże, kocham Cię w Najświętszym Sakramencie.” Po chwili nasza Droga Pani dodała: „Odmawiajcie codziennie różaniec, aby uzyskać pokój dla świata i koniec wojny.”
Potem zaczęła się spokojnie unosić w stronę wschodu i wreszcie zniknęła w nieskończonej odległości. Światło, które Ją otaczało, zdawało się torować Jej drogę do przestworza niebieskiego. Z tego powodu mówiliśmy nieraz, że widzieliśmy, jak się niebo otwierało.
Ukazanie się Naszej Pani znowu nas zatopiło w tej nadprzyrodzonej atmosferze, ale w sposób dużo łagodniejszy. Zamiast tego unicestwienia w boskiej obecności, które nas paraliżowało, to zjawienie dało nam spokój i ogromną radość, która nam nie przeszkadzała w mówieniu o tym, co zaszło. Opowiedziałyśmy następnie Franciszkowi wszystko, co Nasza Pani nam powiedziała, bo nie słyszał słowa Naszej Pani. I on szczęśliwy okazywał radość z powodu obietnicy, że dostanie się do nieba. Krzyżując ręce na piersi, wołał: „O moja droga Fani, tyle będę odmawiał różańców, ile będziesz chciała.” I od tej chwili zwykle się od nas oddalał, jak gdyby szedł na spacer. Gdy go wołałam i pytałam, co robi, podnosił rękę i pokazywał mi różaniec. Jeżeli go prosiłam, aby przyszedł się bawić z nami, a później z nami się modlić, odpowiadał: „Potem też będę się z wami modlił. Czy nie pamiętasz, że nasza Pani powiedziała, że muszę odmawiać dużo różańców.”
Zawsze Wierni, nr 4, 03-04.1995, s. 26.